Розриває ланцюги в душі на ланки,
В ефірі сльози, що волаєш "Отче Наш"!
І в скрині пилом вже припала вишиванка,
Та світ розділений на іхній і на наш.
Сидиш у тамбурі та думаєш як жити,
Від файки очі розтирають до сльози.
Та скільки вже собі могилу можна рити,
Коли чорти плюють на твої образи?
Приспів:
Війна курва! Гра музика та не хочу того свята,
Ніби свято але хочеться кричати, обирати:
Або жити або вмерти, але я впертий!
Війна курва! І вона вже не де юре, а де факто,
Що поробиш, буду битись без антракту,
Обираю- хочу жити та.... хей, давай набої подавай! Хей, давай набої подавай!
Коли є лють у серці - там нема любові.
Та не зважаєш, що в очах пече пісок.
З колін вставали кароокі, чорноброві,
Співали так, що пронизало до кісток.
В кишенях кулі, сигарети та ікони.
Та в соцмережах пару слів і чорний дим.
Заграли струни та задзвонили дзвони.
Це моя хата - то мій Єрусалим!
а. Луіку 2014
fot. Zdzisław Beksiński
"Oni wszyscy mają jedno wspólne. Są całkiem prawdziwi. Nie poddają się publiczności, modzie, karierze. Oni są zupełnie bez strachu. Żyją według własnych zasad i własnej intuicji. Intuicja łączy się z wyczuciem - ale nie w znaczeniu emocji, tylko w znaczeniu pewności. To właśnie dlatego: ludzie, którzy wiedzą o co chodzi." Marion Dönhoff, 1976
poniedziałek, 16 listopada 2015
czwartek, 12 listopada 2015
Switlana Aleksijewycz
"Ostatecznie ludzie nie rodzą się po to, żeby zginąć na wojnie, w łagrze
albo podczas wybuchu w centrali jądrowej, tylko po to, żeby kochać
bliskich, a potem tak zwyczajnie zestarzeć się i odejść.
Tak powinno
wyglądać życie."
poniedziałek, 9 listopada 2015
Gdy zapadał się pode mną oszroniony dzień – zasiadałam obok długiego
wieczoru. Patrzyłam mu prosto w oczy splatając dłonie na kolanach.
Powiedziano mi jesienią, że to już czas. Na tle rzędów książek wyglądać
musimy komicznie. Wyglądam przecież jak dziecko – a tu nagle
zawstydzający, poważny gość. Ten związek od początku widniał jedynie na
papierze. Poznawał to także przechodzień, któremu przemykały oczy
wpatrzone w jeden punkt.
Żądał niemal, abym przychodziła do łóżka w długiej białej koszuli. Moja księżno szeptał, gdy składałam głowę na jego piersi. Przeczesywał wówczas palcami włosy.
Zapalał
najpierw księżyc w piersi, abym odzyskała dech zagubiony w słońcu.
Później gwiazdy we włosach, zorze w głębi oczu – wokół przecież tak
głęboki mrok. Nic nie robił sobie z moich wymówek; siadaj – prosił, chcę
słuchać o tym, co dziś cię zachwyciło. Czy wzrusza cię czerwień dzikiej
róży przy pomarańczowych drogach? Czy gdy patrzysz na to, co kochasz,
policzki przyprószają się drobną, różową trzmieliną?
Wyśmiewał
moje pytania, rozczulały go odpowiedzi. Ujmował kojąco twarz, gdy
miewałam sny z krainy zapomnienia. Każdego poranka otrzymywałam do
śniadania zawsze ten sam zestaw: ptaki w oknie, słońce na czole,
kasztany na sercu.
Może dlatego nigdy nie czułam się porzucana.
Gdy zapadał się pode mną
oszroniony dzień – zasiadałam obok długiego wieczoru.
Patrzyłam mu prosto w oczy splatając dłonie na kolanach.
Powiedziano mi jesienią, że to już czas. Na tle rzędów książek
wyglądać musimy komicznie. Wyglądam przecież jak dziecko – a
tu nagle zawstydzający, poważny gość. Ten związek od początku
widniał jedynie na papierze. Poznawał to także przechodzień,
któremu przemykały oczy wpatrzone w jeden punkt.
Żądał niemal, abym przychodziła do łóżka w długiej białej koszuli. Moja księżno szeptał, gdy składałam głowę na jego piersi. Przeczesywał wówczas palcami włosy.
Zapalał
najpierw księżyc w piersi, abym odzyskała dech zagubiony w
słońcu. Później gwiazdy we włosach, zorze w głębi oczu – wokół
przecież tak głęboki mrok. Nic nie robił sobie z moich wymówek; siadaj – prosił, chcę
słuchać o tym, co dziś cię zachwyciło. Czy wzrusza cię czerwień
dzikiej róży przy pomarańczowych drogach? Czy gdy patrzysz na to,
co kochasz, policzki przyprószają się drobną, różową
trzmieliną?
Wyśmiewał moje
pytania, rozczulały go odpowiedzi. Ujmował kojąco twarz, gdy
miewałam sny z krainy zapomnienia. Każdego poranka
otrzymywałam do śniadania zawsze ten sam zestaw: ptaki w oknie,
słońce na czole, kasztany na sercu.
Może dlatego nigdy nie czułam się porzucana.
Gdy zapadał się pode mną oszroniony dzień – zasiadałam obok długiego
wieczoru. Patrzyłam mu prosto w oczy splatając dłonie na kolanach.
Powiedziano mi jesienią, że to już czas. Na tle rzędów książek wyglądać
musimy komicznie. Wyglądam przecież jak dziecko – a tu nagle
zawstydzający, poważny gość. Ten związek od początku widniał jedynie na
papierze. Poznawał to także przechodzień, któremu przemykały oczy
wpatrzone w jeden punkt.
Żądał niemal, abym przychodziła do łóżka w długiej białej koszuli. Moja księżno szeptał, gdy składałam głowę na jego piersi. Przeczesywał wówczas palcami włosy.
Zapalał
najpierw księżyc w piersi, abym odzyskała dech zagubiony w słońcu.
Później gwiazdy we włosach, zorze w głębi oczu – wokół przecież tak
głęboki mrok. Nic nie robił sobie z moich wymówek; siadaj – prosił, chcę
słuchać o tym, co dziś cię zachwyciło. Czy wzrusza cię czerwień dzikiej
róży przy pomarańczowych drogach? Czy gdy patrzysz na to, co kochasz,
policzki przyprószają się drobną, różową trzmieliną?
Wyśmiewał
moje pytania, rozczulały go odpowiedzi. Ujmował kojąco twarz, gdy
miewałam sny z krainy zapomnienia. Każdego poranka otrzymywałam do
śniadania zawsze ten sam zestaw: ptaki w oknie, słońce na czole,
kasztany na sercu.
Może dlatego nigdy nie czułam się porzucana.Gdy zapadał się pode mną oszroniony
dzień – zasiadałam obok długiego wieczoru. Patrzyłam mu prosto
w oczy splatając dłonie na kolanach. Powiedziano mi jesienią,
że to już czas. Na tle rzędów książek wyglądać musimy
komicznie. Wyglądam przecież jak dziecko – a tu nagle
zawstydzający, poważny gość. Ten związek od początku widniał
jedynie na papierze. Poznawał to także przechodzień, któremu
przemykały oczy wpatrzone w jeden punkt.
Żądał niemal, abym przychodziła do łóżka w długiej białej koszuli. Moja księżno szeptał, gdy składałam głowę na jego piersi. Przeczesywał wówczas palcami włosy.
Zapalał
najpierw księżyc w piersi, abym odzyskała dech zagubiony w
słońcu. Później gwiazdy we włosach, zorze w głębi oczu – wokół
przecież tak głęboki mrok. Nic nie robił sobie z moich wymówek; siadaj – prosił, chcę
słuchać o tym, co dziś cię zachwyciło. Czy wzrusza cię czerwień
dzikiej róży przy pomarańczowych drogach? Czy gdy patrzysz na to,
co kochasz, policzki przyprószają się drobną, różową
trzmieliną?
Wyśmiewał moje
pytania, rozczulały go odpowiedzi. Ujmował kojąco twarz, gdy
miewałam sny z krainy zapomnienia. Każdego poranka
otrzymywałam do śniadania zawsze ten sam zestaw: ptaki w oknie,
słońce na czole, kasztany na sercu.
sobota, 7 listopada 2015
W świat
Uwierz, dziecko, że dla nas wszystkich będzie to trudne - powiedział Thomas - ale to zrozumiałe, że wyjedziesz. Na wyspie można urządzić się dopiero wówczas, gdy się wie, co to świat.
Fragment powieści Ernsta Wiecherta "Proste życie".
Fot. autorstwa Magdaleny Berny
Fragment powieści Ernsta Wiecherta "Proste życie".
Fot. autorstwa Magdaleny Berny
Subskrybuj:
Posty (Atom)